Tureckie Towarzystwo Turystyczne Koło Turystyczne Z historii Koła Nasz region Nasz śpiewnik Sekcja żeglarska Linkownia Kontakt
startuj z nami  |  dodaj do ulubionych   
VIRIBUS UNITIS po drogach i bezdrożach, czyli nasza historia turystyki
  Ambitne początki, czyli SKKT
  Pod rękę ze Spółdzielnią Uczniowską
  Na piechotę i rowerem z p. Zasadą
  Pan Szymański i bezgraniczna miłość do Tatr
  Turystyczne wakacje - lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte
  Turystycznie i naukowo
Reaktywacja, czyli historia lat ostatnich
 Na piechotę i rowerem z p. Zasadą

Na początku lat ’50, zaraz po ukończeniu Liceum Pedagogicznego w Wągrowcu, do naszego Liceum trafił p. Marian Zasada. Uczył wychowania fizycznego i PO,  był komendantem szkolnego hufca Służba Polsce, organizacji charakterystycznej dla pierwszych lat PRL-u. Niemal od początku swej zawodowej kariery zajął się szkolną turystyką. Przez wiele lat organizował obozy wędrowne i OHP. Wprawdzie zatarły się już w pamięci szczegóły, trudno określić dokładne daty i trasy poszczególnych wyjazdów, ale ich charakter utrwalił się głęboko w pamięci pana Zasady, a pewnie również uczestników.

Imprezą, która dziś może wzbudzać niemałe zdumienie, jest zorganizowany pod koniec lat 50. wędrowny obóz rowerowy, chyba jedyny jak dotąd w historii szkoły. Grupa nie była liczna, tworzyło ją 10 chłopców z panem Zasadą jako opiekunem. Jak widać, na tak ekstremalny wyjazd nie zdecydowała się ani jedna dziewczyna. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak wyglądał taki obóz prawie sześćdziesiąt lat temu. Wyjechali z Turku do Koła, tutaj zapakowali rowery z bagażami do pociągu, by dotrzeć do Choszczna – właściwego punktu startu, skąd przez 2 tygodnie mieli zatoczyć na rowerach trasę przez Kołobrzeg i Szczecin. Nikt wtedy nie słyszał o rowerach z przerzutkami i o rowerowych sakwach. Cały ciężki sprzęt biwakowy wraz z drelichowym plecakiem należało zapakować na bagażnik. Pewnego dnia omal nie doszło do tragicznego wypadku, kiedy panu Zasadzie pękł pasek przytrzymujący cały bagaż. Wybrzeże nie było wówczas tak zatłoczone jak dziś, a drogi zdecydowanie bezpieczniejsze, za to miasta sprawiały dość przygnębiające wrażenie, zwłaszcza Kołobrzeg, który był jeszcze kompletnie zburzony po II wojnie światowej. Rowerzyści kilka godzin spędzali na rowerach, pokonując kolejne odcinki swej trasy, a później rozbijali obozowisko w miejscu wyznaczonym przez milicję, bo o polach campingowych nikt jeszcze nawet nie marzył. Tylko w Szczecinie z braku możliwości rozbicia namiotów nocowali pod dachem szkoły, a przyjmowała ich woźna mówiąca po niemiecku.

Pierwsze obozy wędrowne, a zaczęły się one jeszcze przed rowerowym, wyglądały nie mniej egzotycznie. Ich celem były Karkonosze i Kotlina Kłodzka, różne pasma Beskidów i Tatry. Ponieważ zdobycie pieniędzy na wakacje stanowiło dla wielu poważny problem, p. Zasada wraz z uczniami podczas roku szkolnego organizował dla chętnych strzelanie z wiatrówki. Opłaty były symboliczne, ale pozwalały zgromadzić trochę funduszy na pokrycie części kosztów. Większość obozów prowadził z żoną, p. Krystyną Zasadą – również nauczycielką PO; wyjazd w Tatry organizował wspólnie z  p. Szymańskim, towarzyszył mu też p. Stefan Jamka. Raz na obóz wybrała się p. Maria Kurc, nauczycielka języka polskiego, ale właśnie wtedy przekonała się, że cierpi na najprawdziwszy lęk wysokości. Kiedy w roku ’56 opiekunem był ks. Katarzyński, każdy dzień rozpoczynał się mszą św.

Harmonogram kilku pierwszych obozów pan Zasada ustalał sam, decydując się na wariant z namiotem, później korzystał z planów proponowanych przez Kuratorium Oświaty, z noclegami w schroniskach szkolnych.

 Podczas pierwszych obozów nocowali w  namiotach. Biwak rozbijali na 2-3 dni, by na lekko, bez plecaków, robić wycieczki po pobliskich górskich szlakach. Krótsze odcinki obozowej trasy młodzież przebywała na piechotę, dłuższe pokonywała autobusem. Uczniowie wędrowali z brezentowymi namiotami, nierzadko bez podłogi, z kocem do przykrycia się. Jeden z chłopaków miał kożuch, który rozkładał na ziemi. Pewnego dnia ulewna burza tak go podmyła, że uciekł na stację kolejową i tam spędził resztę nocy, nie budząc innych, ale jak wysuszył kożuch, tego już nikt nie pamięta. Dwudziestoosobowa grupa podzielona była na drużyny, które kolejno dokonywały zakupów i przygotowywały śniadania i kolacje, obiady jadali w barach i restauracjach.

Na jeden z obozów państwo Zasadowie wybrali się z nowym, niedużym namiotem. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po dotarciu na miejsce pierwszego noclegu z worka zamiast namiotu wyjęli pakunek pończoch ochronnych do obrony przeciwchemicznej. Po prostu pan Zasada podczas pakowania pomylił podobne do siebie worki. Na szczęście wychowankowie przygarnęli swoich opiekunów na całe dwa tygodnie pod dach swych namiotów.








Tureckie Towarzystwo Turystyczne   |   Koło Turystyczne   |   Z historii Koła   |   Nasz region   |   Nasz śpiewnik   |   Sekcja żeglarska   |   Linkownia   |   Kontakt
© Tureckie Towarzystwo Turystyczne - www.ttt.turek.net.plrealizacja online24.pl